Sztywny Pal Azji все тексты (слова) песен, переводы, видео, клипы

Życzę ci, żeby twoje życie
Było jak z rysunków w tej książce z dzieciństwa
Którą najbardziej kochałaś
Żeby cały rok były wakacje
Świeciło słońce, szumiało morze
A na twojej skórze była sól

Życzę ci, żeby twój język

9 grudnia '69
Drogi zasypane śniegiem
Mama przywiozła mi z CSRS
Kolejkę i elastyczny swetr
Bawię się z bratem i koleżanką
Gry planszowe i sanki
I goni goni goni goni mnie pies
Pamiętam ten dzień

5000 zaprzeczeń
5000 prób
5000 ucieczek
I 5000 słów
5000 marzeń
5000 wróżb
5000 ucieczek
I 5000 słów

Ty boisz się mnie
Ja boję się rekina
A rekini strach
Przekształcać się zaczyna
W agresję i gniew
W agresję i gniew

Berlin boi się Moskwy

Jestem w akwarium jestem
Ja nic nie mówię jestem
Mam swój akwalung
Są tu ryby i żółwie

Bul bul bul bul bul bul bul bul
Bul bul bul bul bul bul bul bul

Mieszkali w małym mieście
Wszędzie byli szanowani
Mieli dwoje zdrowych dzieci
Mieli Marcina i Anię

Wieczorem przy kolacji
Oglądali telewizję
Gdy mówiono o ustawie

Dzwonię
Ty mówisz że to koniec
W telefonie cisza
Której nie chcę słyszeć

Dzwonię
Nic nie mam na obronę
I tylko mówię szybko

Kto mi powie
Cokolwiek powiem
Skierujesz to przeciwko mnie

Gdziekolwiek pójdę
Gdziekolwiek pójdę
Skierujesz to przeciwko mnie

W świecie jestem nikim
Nie mówię swoim językiem
Jestem przybyszem z obcego kraju
Niepożądanie traktują mnie inaczej
Inaczej na mnie patrzą

Cudzoziemcy precz
Gdzieś tam gdzieś ucieknę

Dzisiaj szukam miłości
Spokoju i ciepła
Dzisiaj szukam czułości
Wolności i piękna

Czy ty masz jeszcze to w sobie, kochanie
Czy miłość od ciebie dostanę
Czy ty masz jeszcze to wszystko, kochanie

Zapomniałeś jak wygląda płacz
Zapomniałeś jak wygląda śmiech
Zapomniałeś jak wygląda normalny dzień
I tylko wtedy kiedy pachniesz alkoholem
Ale zawsze wszędzie rano wieczorem

Odblokuj swoje emocje
Odblokuj swoje emocje

Jestem Eskimosem
W moim domu igloo
Od kiedy odeszłaś
Zimno, zimno, zimno

Jestem Eskimosem
Na poduszce mors
Na kanapie foka

To co bogowie dali ci
Zapewne kiedyś skończy się
Psychodeliczny mroczny riff
I niespokojny mokry sen

Nie składaj nocy ani dni
W ofierze głupcom i prostakom
Bo ty nie jesteś manekin

Odmienisz los na Nowy Rok (na Nowy Rok)
Alkohol w kosz papieros w kosz (twój horoskop)
Koledzy w kąt Wesołych Świąt (na Nowy Rok)
Strzelec i Rak to dobry znak (twój horoskop)

Sukcesów moc i pełny trzos (na Nowy Rok)
Depresje precz a serce lecz (twój horoskop)
Podróże tak przez cały świat (na Nowy Rok)

Chodź
Chodź ze mną
Chodź
Chodź ze mną

Nie wiem ile jest dni
Nie wiem ile jest nocy
Niech przemówią Twoje oczy

Wszystko co chcę powiedzieć
To podziękować tobie
Za to że jesteś blisko
Że jesteś jedną z kobiet
Która rozumie mężczyznę
I nie przejmuje się wszystkim
Tym że mały chłopiec
Siedzi w nim od kołyski

Jest wieczór szpital karetka głośno ryczy
Na noszach leży człowiek majaczy i krzyczy
Siostry obok niego robią to co muszą robić
Myją jego ciało a on myśli że jest w grobie

Jedna z nich trzyma pióro i pyta go o adres
A on wymiotuje na nią zamiast do wiadra
Siostra pyta go o imię

Chaos jest we mnie i świat jest we mnie
We mnie jest to co będzie spełnione
Słowa są we mnie niewypowiedziane
Które kiedyś wybuchną i zgasną

I bóg jest we mnie i wino i krew
Sny które śnię których pragnę i chcę
Miłość i ból zdrada i bunt

Kochałem Cię.
W dzień byłaś mi dzieckiem.
Wszystko było takie proste i piękne.
Kochałem Cię.
W nocy byłaś mi dziwką.
Wszystko było takie dzikie i szybkie.
Kochałem Cie.
Musisz mi przyznać.

To było łoże w kolorze czerwonym
A to był mój kolor ulubiony
To tutaj stawałaś się kobietą
Zdradzałaś mi swe sekrety

To było łoże w kolorze czerwonym
A to był mój kolor ulubiony
To tutaj leżałaś a ja całowałem

To tylko noc kochanie
To tylko noc kochanie
Ty jesteś z plemienia Ewy
A ja z rodu Adama

A jednak toczymy wojnę
A jednak toczymy wojnę
A jednak toczymy wojnę

Zakopane Zakopane
Słońce góry i górale
Zakopane Zakopane
Spaceruje pani z panem

Pan to człowiek już wiekowy
Kulejący pochylony
Nogę stracił przy maszynie

Przyszła wiosna nie patrz wokół
Głowa w dół i przyspiesz kroku
Świeci słońce zamknij oczy
Bo to co widzisz może śnić się w nocy

Miał rację Nabokov
Chcesz zabić żonę żeby mieć u boku
Oczy niewinne i takie winne

Bóg stworzył świat i dotąd trwa i nikt nie zburzył tego mu.
Nam runął świat i leży tak pandemonium z koszmarnego snu.
Nie walczmy już pomiędzy sobą ja teraz pójdę swoją własną drogą.
Ty w swoją stronę do przodu idź, bo nie możemy dzisiaj razem być.

O nie nie nie Lovely Jane nie możemy razem być o nie nie nie nie nie nie dziś.

Upłynie czas oddali nas ty będziesz w Cannes ja będę drań,

Gdy miałem dwadzieścia lat, wsiadłem do Luxtorpedy
Zostawiłem za sobą zapach białej kredy
Smak oranżady w proszku i śmietankowych lodów
Nastoletnią miłość i szachy na schodach
Zostawiłem za sobą wyścigi rowerowe
Plastikowy gramofon i wsiadłem do Luxtorpedy

I rusza, i rusza, i rusza Luxtorpeda

Moje miasto kukła pusta
Ktoś powoli kona w mroku
Chcę stąd uciec chcę stąd uciec
Słońce wszystko rozjaśni

Co mi powiesz co mi powiesz
Kiedy mur rozwalę głową
A za murem będzie pustka

Na strychu w moim rodzinnym domu
Przedmioty pokrył kurz
Odkryłem płyty analogowe, których nie słucham już
Na strychu w moim rodzinnym domu
Znalazłem pudło zdjęć
Książki, które kiedyś czytałem
Miłosnych listów pęk

Wydaje mi się że coś potrafię
Wydaje mi się że coś umiem
Wydaje mi się że w coś wierzę
Wydaje mi się że
Nie ma nic doskonałego
Nie ma nic doskonałego
Nie ma nic pewnego
Wszystko cieszy tylko przez chwilę

Nie straszne nam wichry i burze
Niegroźne nam deszcze ulewne
Nie pochłoną nas bagna kałuże
Nasze peleryny są pewne

Jesteśmy nieprzemakalni
Jesteśmy normalni
Jesteśmy nieprzemakalni

Jutro będę wyzwolony
Zabije swoje zabobony
Jutro będę wyzwolony
Odrzucę myśli zatopię sny
Jutro będę wyzwolony
Precz ukłony precz ukłony
Jutro będę wyzwolony
Jutro będę telefonem

Musi być źle by mogło być dobrze musi ktoś upaść by mógł się podnieść
Musi ktoś kochać by była miłość musi ktoś odejść by znów był ktoś

Musi być ciemność by było światło musi być czerń by była biel
Musi być szatan by było niebo musi być bunt by powstał gniew

Jeżeli wierzysz jeżeli chcesz jeżeli ufasz jeżeli wiesz
Jeżeli pragniesz jeżeli kochasz

Opowiem ci o nim
Opowiem ci o niej
Opowiem ci o mnie tylko usiądź kolo mnie
Opowiem ci o nim
Opowiem ci o niej
Opowiem ci o mnie tylko usiądź kolo mnie
Opowiem ci o nim
Opowiem ci o niej

Owady mają swoje skrzydła
Cienkie i kruche tak jak rosa
A w nocy zimne i obrzydłe
Nie śpią czuwają aby kąsać

Owady niszczą krzewy drzewa
Które wydają nam owoce
Małe i ciche potrafią pełzać

Jeszcze wszystko możesz mieć to czego bardzo chcesz
To czego bardzo bardzo bardzo pragniesz
Jeszcze wszystko możesz mieć to czego bardzo chcesz
To czego bardzo bardzo bardzo pragniesz

Jeszcze jeden miły dzień jeszcze jedna piękna noc
Działaj na innych swą energią i gdy poproszą podaj rękę

Proszę o litość Panie Sędzio
To stało się jak w złym śnie
Pochodzę z biednej chłopskiej rodziny
Gdzie surowo karało się grzech
Zabiłem staruszkę
Tylko dlatego że ciężko było mi żyć
Ciężko było pracować w polu
Ubierać ją karmić i myć

Przepraszam małe miasta przepraszam wielkich ludzi
Przepraszam tych co śpią bo nie chciałbym ich obudzić
Przepraszam małe miasta przepraszam wielkich ludzi
Przepraszam tych co śpią bo nie chciałbym ich obudzić

Przepraszam te dziewczęta które kiedyś tak kochałem
Przepraszam kawiarenki w których się upijałem
Przepraszam te chodniki po których rzygałem

Badam stan własnej duszy
Łapczywie łykam tlen
To co czuję mogę zagłuszyć
Przez narkotyk albo sen

Najemnicy i żołnierze
W polityce zapalnej
I walczący w dobrej wierze

Ugryzłem złoty owoc tak łatwo jak chleb
Ze środka wyszedł robak i tak do mnie rzekł
Zastanów się co robisz to jest mój dom
Zabieraj swoje zęby no i wynoś się stąd
Nie zabijaj moich dzieci one też chcą żyć
Nie burz tego domu bo ktoś mieszka w nim

Twój dom się wnet roztopi tak łatwo jak śnieg

Nie gniewaj się na mnie Polsko nie gniewaj się
Ja naprawdę bardzo kocham Cię naprawdę kocham Cię
Więc wybacz mi Polsko że spóźniłem się
Więc wybacz że na spotkanie spóźniłem się

Dokąd pójdziemy Polsko dokąd pójdziemy
Poprowadź mnie za rękę prowadź mnie za rękę
I opowiadaj co słychać u Ciebie co słychać opowiadaj

Ja jestem strzelec
Ty jesteś rak
A nasza miłość
To jest tlen
Jesteśmy razem
Jesteśmy we dwoje
I Ty się boisz
I ja się boje

Prognozy są dziś złe
Wieje wiatr i przyjdzie deszcz
Od gór zza chmur jak szczur
Zamykam białe drzwi
Na elektryczny szyfr
O krok i w bok i stop

Do pralki wlewam płyn

Spowiadam się przed sobą
czy ja rozumiem swoje słowa
Czy pierwszy w siebie rzucę kamieniem
czy wiem co znaczy żyć na ziemi
Między śniadaniem a obiadem
potwierdzasz sobą swój realizm
Sprzedawać swoje myśli
oddawać się bez granic

Spowiadam się przed sobą
czy ja rozumiem swoje słowa
Czy pierwszy w siebie rzucę kamieniem
czy wiem co znaczy żyć na ziemi
Między śniadaniem a obiadem
potwierdzasz sobą swój realizm
Sprzedawać swoje myśli
oddawać się bez granic

Bóg wybacza tak wiele
Kiedy jestem w kościele
Kiedy nie ma mnie tam
Kiedy stukam do jego bram

Bóg wybacza tak dużo
Jak wybacza się róży
Jak wybacza się słońcu

Czasami litość imituje miłość
Zerwane kwiaty imitują łąkę
Pompa imituje serce
Twoja imitacja nie istnieje
Twoja imitacja nie istnieje
Twoja imitacja nie istnieje
Twoja imitacja nie istnieje
Twoja nie istnieje

Po ulicach chodzę bo chcę
Po ulicach chodząc tak chcę się obłowić
Po ulicach spacerują zakochani
Na chodnikach siedzą rastamani

W dzień ulice są dla nich
W dzień ulice są dla nich
W dzień ulice są dla nich

Nad Krakowem czarne chmury
Nad Krakowem smog
Po piwnicach chodzą szczury
Na ulicach tłok
Niemiecki turysta sączy polskie piwo
Chociaż tam u nich podobno jest lepsze
A potem kupuje w takim sklepie za dolary
Kosmetyki dla krakowskich dziewcząt

Wodzirej prowadzi nas w las
A my tańczymy na raz
W rękawiczkach i maskach w smutnym korowodzie
Oddaleni od siebie o metr
Tańczymy tańczymy po kres
W dzikim korowodzie opętanym pochodzie

Wodzirej prowadzi nas hen

Na tej planecie
Są butelki pełne i są butelki puste
Są kawałki pizzy i spleśniały chleb
Brudny prysznic i papier toaletowy

Na tej planecie
Są butelki pełne i są butelki puste
Są dreszcze i zmory, halucynacje i omamy